Słodki panie, co za nuda. Nuda, nuda,
nuuuuda. Już kolejny dzień spędzali na zupełnie niczym, na siedzeniu na tyłkach
w pobliżu chaty starego Orena i kontemplowaniu otaczającej przyrody.
Ciągle jeszcze nie udawało im się wczuć w rolę wybawicieli świata i wciąż
budzili się rano i ze zdziwieniem - i dopiero po kilku minutach intensywnego
myślenia - stwierdzali, że leżą na twardawych siennikach, w kranie brak wody, w
ścianie brak kranu, a w ogóle to mamy średniowiecze, w którym nie wiadomo czego
się od nich wymaga, a do domu daleko. Co prawda Luis starał się trenować i
udoskonalać swoje umiejętności, ale robił to raczej z braku lepszych opcji, niż
z prawdziwego powołania. Zawsze to lepiej zająć czymś umysł zamiast wpatrywać
się tępo w ścianę, albo gorzej: w zdjęcie matki i sióstr, które ciągle nosił
przy sobie niczym sentymentalny dureń, którym, zdaniem Federico, był od zawsze
i ani doświadczanie podróży w czasie, ani sztywne, niewygodne jak jasny piorun,
lniane spodnie nie miały tego zmienić. Federico z kolei zanurzył się w świecie
literatury faktu, bo, jak sam zgrabnie stwierdził, grzechem byłoby nie
skorzystać z tak wspaniale zaopatrzonej biblioteki, którą mieli w chacie i
którą Oren, w całej swej szczodrobliwości i gościnności, chętnie im udostępnił.
Oznaczało to nie mniej, nie więcej, a tyle, że Luis, pozostawiony sam sobie,
usychał z braku rozrywek, a atrakcje w stylu ulepienia bałwana obok smacznie
śpiącego swoim łóżku przyjaciela, choć dostarczały mnóstwo uciechy i były
jakimś urozmaiceniem, starczały mu na bardzo krótko.
Po raz kolejny westchnął ciężko i rzucił
okiem na siedzącego w pobliżu przyjaciela. Pomyślałby ktoś, że ta cała misja
ratowania świata będzie ekscytująca. To znaczy w każdej książce i filmie jest,
tam zawsze dzieje się coś od razu. I on dałby wiele żeby coś się w końcu
wydarzyło w ich historii: nieważne czy mieliby napotkać szablozębnego tygrysa,
grzesznika potrzebującego spowiedzi czy półnagą nimfę. Wszystko jedno, byle
zaczęło się coś dziać. Choć jeśli ktoś chciałby zapytać jego o zdanie,
postawiłby na nimfę.
Gdy się nad tym głębiej zastanowić wszyscy
superbohaterowie mają dar pojawiania się tam, gdzie rozgrywa się akcja, gdzie naprawdę
są potrzebni.
Jak oni to robią?
Dlaczego tak się nie dzieje w jego
przypadku?
Czy to może mieć coś wspólnego z faktem, że
jego pomagier jest beznadziejnym nudziarzem?
- Nie jestem żadnym pomagierem – odezwał
się Federico, tylko na sekundę odrywając wzrok od rozłożonej na trawie księgi.
Ramiona i brodę oparte miał na ugiętym kolanie i Luis nie mógł dostrzec
półuśmiechu błąkającego się po jego twarzy. Zmarszczył brwi.
Czy on to wszystko mówił na głos?
Wzruszył ramionami.
- Z beznadziejnym nudziarzem nie
polemizujesz? – zapytał zaczepnie, zakładając splecione dłonie za głowę i
rozpierając się wygodnie o pień drzewa. Cały czas obserwował przyjaciela
spomiędzy półprzymkniętych powiek. Ten jednak nie zaszczycił go spojrzeniem.
- Nie widzę sensu. W twoich oczach każdy
kto nie cierpi na nadpobudliwość psychoruchową jest nudziarzem.
Luis uśmiechnął się leniwie.
- Auć.
- Aha – mruknął Federico, przewracając
kartkę księgi. – To moja kwestia.
- A więc jednak cię zabodło.
Federico przewrócił oczami, samemu sobie
gratulując w duchu cierpliwości. Jemu samemu niekoniecznie spieszyło się do
tygrysów i nimf, wręcz przeciwnie: tak długo jak czuł, że są zupełnie
nieprzygotowani na to, co ich czeka, wolał aby wszelkie złe siły trzymały się z
daleka. A czuł, że są całkowicie nieprzygotowani. Zupełnie w lesie, jakkolwiek
tanio brzmiało to wyrażenie w ich przypadku.
- Przeceniasz się.
Luis uśmiechnął się pod nosem.
- Znalazłeś coś przydatnego? –
zainteresował się nagle.
- Kilka map, genealogię władcy...
- Przydatnego – przerwał mu ze
zniecierpliwieniem, a Federico spojrzał na niego kątem oka, na jego ustach
delikatny i niepozbawiony złośliwości uśmiech.
- Kilka map, genealogię władcy… - Tym
razem przerwał, bo na nos skapnęła mu kropla deszczu. Niedługo zajęło mu
zorientowanie się, że to, co wyglądało na deszcz, wylewało się z nieba tylko w
jednym miejscu: dokładnie nad jego głową. Spojrzał wymownie na przyjaciela,
który uśmiechnął się do niego niewinnie, rozkładając przy tym ręce.
- Ten żart przestał być śmieszny jakieś
trzy lata temu.
Niewinny uśmiech poszerzył się i stracił na
swojej niewinności.
- Tylko ty tak twierdzisz.
Deszcz ustąpił nagle, gdy Luis usłyszał dwa
znajomo brzmiące głosy, a jego oczy rozbłysły z ożywieniem. Przeturlał się na
brzuch, by spojrzeć w kierunku z którego dochodziły i uśmiechnął się, gdy
zobaczył osoby, które liczył, że zobaczy. Podniósł się i z szerokim uśmiechem
na ustach podszedł do blondwłosych bliźniaczek.
- Hola, buenos dias – zawołał wesoło z
daleka, a one odwróciły się zaskoczone. Jedna z nich pomachała mu.
- Cześć! – zawołała, a on podszedł bliżej -
Luis, prawda?
Uśmiechnął się, trochę zaskoczony, ale nie
niezadowolony z faktu, że znała jego imię.
- Prawda - odparł. - Ja niestety znam imię
tylko twojej siostry - dodał, po czym uwagę skupił na drugiej bliźniaczce, tej
kryształowej, i przyjrzał jej się uważnie. - Sefi, zgadza się?
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i
kiwnęła głową, a jej siostra wyciągnęła śmiało dłoń w jego kierunku. Kąciki ust
Luisa drgnęły z rozbawieniem kiedy przenosił na nią wzrok: to musiały być chyba
najbardziej niepodobne do siebie bliźniaczki świata.
- Jestem Julie – przedstawiła się i
spojrzała na coś znajdującego się za jego plecami. - To twój brat czy
przyjaciel? – zapytała, przypominając mu o zanurzonym w lekturze Federico.
No cóż, na pewno będzie mu wdzięczny za
oderwanie go od nudnych, zakurzonych książek i zaproponowanie mu towarzystwa
ładnych dziewczyn.
- To ktoś o wiele więcej – odparł z
lekkością, po czym obejrzał się na przyjaciela i zawołał go, energicznie
przywołując jednocześnie ręką. Federico podniósł wzrok, szybko zorientował się
w sytuacji i nie trzeba było mu dwa razy powtarzać.
- Federico Alvarez García, mój duchowy brat
i ojciec. Czasem dziadek - przedstawił z szelmowskim uśmiechem, a Federico
przewrócił oczami i wyciągnął rękę w kierunku dziewczyn.
- Po prostu Federico.
Julie uścisnęła jego dłoń.
- Po prostu Julie, a to jest moja siostra
Sefi, jak nietrudno się domyśleć. Choć niektórym sprawia to kłopot -
powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Miło mi was poznać - rzekła blondynka,
uśmiechając się trochę mniej pewnie od swojej siostry.
Federico uśmiechnął się do nich obu, po
czym rzucił szybkie spojrzenie na przyjaciela, który wydawał się być zachwycony
nowymi znajomościami. Znał go jednak na tyle dobrze by widzieć w jego wyrazie
twarzy coś więcej niż tylko podziw dla dziewczęcej urody. Sentymentalny dureń.
- Jesteście chyba z jakiegoś ciepłego i
przyjaznego kraju – odezwała się Julie, a Luisowi nie trzeba było więcej żeby
zaczął paplać.
- Z gorącego Peru, którego jedyną, acz
ogromną wadą jest to, że trudno tam o uroczą blondynkę - odparł ze śmiechem, za
co został dość dyskretnie spiorunowany wzrokiem przez swojego przyjaciela.
Federico wymamrotał coś, z czego Luis wyłapał jedynie słowo
"nieletnie", co prawdopodobnie było w tym wypadku słowem-kluczem.
- Wy za to musicie być z północy - rzucił,
kulawo starając się skierować rozmowę na odrobinę inne tory.
- Z mroźnej, acz pięknej Norwegii, w której
ludzie wszelkimi sposobami próbują podnieść temperaturę – odparła Julie,
mrugając do nich.
Federico szybko zmył z twarzy głupią minę,
Luis wcale o to nie dbał. Jedynym powodem dla którego postanowił zamilknąć, dla
którego obaj postanowili zamilknąć, była wyraźnie skrępowana mina Josefiny.
- Pewnie zmęczyła was podróż. Musieliście
przebyć o wiele więcej kilometrów niż my – odezwała się sama zainteresowana w
próbie podjęcia bardziej neutralnego tematu, co oni przyjęli z ochotą.
- Większość czasu płynęliśmy statkiem...
- Rozklekotaną łajbą - wtrącił Federico
- Dla mnie to sama przyjemność - dokończył
z uśmiechem Luis, po czym spojrzał z troską na przyjaciela. - Fed trzymał się
nieco gorzej... - Zachichotał pod nosem na samo wspomnienie, które było zabawne
właśnie dlatego, że było tylko wspomnieniem. - ale był dzielny.
- To patrzenie na ciebie w stanie
najwyższego duchowego uniesienia tak na mnie działało - odgryzł się
natychmiastowo.
- Ale fajnie! Też tak popłyniemy? – zapytała
z uśmiechem Julie, łapiąc siostrę za przedramię i lekko nią potrząsając.
- Kiedyś możemy. Tylko będzie trzeba
najpierw znaleźć na to pieniądze – odparła Sefi. - Chociaż wiesz, że wolę
latanie samolotem...
- No wiem. Ale to przez ten kryształ…
- Mi się wydaje, że to nie kryształ tylko
masz zwyczajnie więcej oleju w głowie niż niektórzy - mruknął Federico
konspiracyjnym szeptem, który naturalnie usłyszało każde z nich, do Sefi,
zerkając przy tym sugestywnie na Luisa. Ten tylko uśmiechnął się krzywo,
wyraźnie nie mając w gotowości żadnej riposty, więc Federico postanowił zadać
pytanie które nurtowało go od samego początku.
- Nie jesteście trochę za młode na
ratowanie świata? – zapytał lekko, nie chcąc ich urazić. Kobiety w końcu z
jakiegoś niezrozumiałego powodu potrafiły być niezwykle drażliwe na punkcie
swojego wieku.
- Może trochę... - mruknęła Sefi,
spoglądając na siostrę, jakby szukając u niej odpowiedzi.
- Za młode? Osiemnaście lat to idealny wiek
do ratowania świata. Jednocześnie dorosłe i młode - odpowiedziała pewna siebie
i swoich słów Julie, uśmiechając się szeroko do wszystkich. Josefina nie
wyglądała na tak przekonaną.
A więc hasło "nieletnie" było
zupełnie nietrafione i Luis mógł jedynie uśmiechnąć się z pewną satysfakcją na
widok zaskoczonej miny przyjaciela. Co nie oznaczało jednak, że zgadzał się ze
stwierdzeniem, iż był to "idealny wiek do ratowania świata". Mimo to
nie miał najmniejszego zamiaru tego komentować.
- Przy okazji: następnym razem jak chcesz
coś powiedzieć do Sefi, by nikt nie usłyszał, to możesz nawet stanąć o tam i
wyszeptać. Wtedy na pewno nikt więcej nie usłyszy – dorzuciła Julie, wskazując
na linię horyzontu.
Luis zbaraniał na moment.
- Jak to? – zapytał, przyglądając się
uważnie jej siostrze.
- Razem z kryształem Sefi dostała bardzo,
naprawdę bardzo wrażliwy słuch – wyjaśniła z prostotą.
- To trochę kłopotliwe... – mruknęła cicho
Josefina.
- Ale nie martwcie się, nie będzie was
podsłuchiwać. Jest zbyt grzeczna - dodała, uśmiechając się.
Nie wiedzieli, jak interpretować ten
uśmiech. No dobrze, wiedzieli. I podziękowali w duchu temu, kto przekazał
kryształ tej mniej wścibskiej bliźniaczce.
- Możemy to przetestować? - zapytał nagle
Luis i nie czekając na odpowiedź pobiegł w kierunku lasu zanim ktokolwiek
zdążył go powstrzymać. Federico potarł dłonią skroń i zwrócił się do dziewczyn
z przepraszającym uśmiechem.
- Wybaczcie mu, jest raczej... narwany.
- Nie martw się, sama też tak robiłam przez
ostatnie kilka lat - powiedziała radośnie Julie, zupełnie nieprzejęta.
Luis tymczasem zapędził się pomiędzy
gęstwinę, trzy razy upewniając się, że zupełnie stracił ich z pola widzenia.
Serce biło mocniej w piersi, ciekawość i ekscytacja rozpierały go od środka. Na
coś takiego właśnie czekał i nie potrafił przestać się uśmiechać, choć musiał
wyglądać w tym lesie jak zupełny kretyn.
- Jestem gotowy! – zawołał i nie doczekał
się odpowiedzi, ale przecież wcale na nią nie liczył, więc po prostu zaśpiewał
fragment "La Cucaracha", łącząc ją luźno z "La bambą" na
wypadek gdyby Norweżka była lepiej zaznajomiona z tą drugą, prawdopodobnie
bardziej znaną.
Teraz to dopiero musiał wyglądać jak
kretyn.
Federico stał ze skrzyżowanymi ramionami i
wpatrywał się w niemym oczekiwaniu w Sefi, która nagle uniosła wysoko brwi w
zaskoczeniu, musiała coś usłyszeć. On z kolei je zmarszczył, nie dochodziły do
niego żadne dźwięki poza ćwierkaniem ptaków i delikatnym szumem wiatru.
- Śpiewa? – odezwała się Josefina, bardziej
do siebie niż do nich. Federico uśmiechnął się, nie było to dla niego zbyt
zaskakujące. Współczuł tylko dziewczynie, że musi tego słuchać.
Bliźniaczka, zapewne nie znając tytułów
piosenek, zanuciła pod nosem, a jej siostra natychmiast podchwyciła melodię i
zaczęła śpiewać, podrygując.
- La Cucaracha! - zawołała wesoło Julie,
uśmiechając się.
- Tak, tak... Ale jeszcze coś... – mruknęła
i znów zanuciła.
- La Bamba? - spytała Julie, spoglądając na
siostrę, która wzruszyła ramionami.
- La Bamba - potwierdził Federico ze
śmiechem. - Wybacz Sefi, że byłaś jedyną która musiała wysłuchiwać jego wycia.
Nie minęło dużo czasu zanim Luis do nich
wrócił, zadyszany i cały w skowronkach.
- I jak? Słyszałaś mnie? - zapytał z
niecierpliwością Sefi.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie i
przytaknęła.
- Aż za dobrze – odparła, a Federico
parsknął śmiechem, wyduszając z siebie coś w stylu „mogłeś jej darować”.
Luis wziął głęboki wdech, aby uspokoić
oddech, utkwił wzrok w Sefi, a po chwili chwycił jej dłoń, jakby dotykiem
chciał jeszcze mocniej zaakcentować swoje słowo.
- Increíble - powiedział cicho, ściskając
jej rękę i wpatrując się w jej oczy. Nie rozumiał jak i dlaczego, może to
kryształ, a może coś zupełnie innego, ale poczuł się z nią związany na
niezwykłym poziomie. Czy miała tego chcieć czy nie, wiedział już, że zawsze
będzie stał po jej stronie i zrobi wszystko, by wróciła do domu cała i zdrowa.
- To nic specjalnego. Na nic mi się nie
przyda taka moc. Same z nią kłopoty – odezwała się drżącym głosem Sefi, a
Federico pokręcił głową z dezaprobatą widząc, w jakie zakłopotanie Luis
wprowadził dziewczynę. Zupełny brak wyczucia.
- Nonsens - stwierdził ze spokojem i
uśmiechnął się ciepło. Luis, na szczęście i według oczekiwań, puścił jej rękę i
odstąpił od niej nieco. – Macie przed sobą misję ratowania świata, więc twoja
umiejętność może okazać się na wagę złota.
- Nie mogę sobie wyobrazić, do czego
miałaby się przydać... - mruknęła pod nosem.
Luis już miał otwierać usta żeby coś
powiedzieć, kiedy odezwała się Julie.
- A ty masz jakąś specjalną moc?
Kiwnął głową.
- Mam - odparł, a po chwili dorzucił: - Ale
im rzadziej będę musiał jej używać, tym lepiej.
Obie spojrzały na niego jak na psychopatę.
- Dlaczego? - spytała Sefi, a wyraz jej
twarzy wcale się nie zmienił. Roześmiali się.
- Bez obaw, nie potrafi szatkować ludzi
wzrokiem – powiedział Federico. – Przynajmniej z tego co mi wiadomo... –
dorzucił, patrząc na przyjaciela.
- Wręcz przeciwnie, składam ich do kupy –
wytłumaczył Luis i od razu wyciągnął z kieszeni mały, ostry nóż, gotowy na
prezentację. Nie wiedział czy to dobry znak, gdy nikt nie zaprotestował kiedy
ciął wewnętrzną stronę swojej lewej dłoni, ale nie zajmował się tym długo. Nie
naciął zbyt głęboko, nie chciał ich w końcu przerazić, poza tym wszystko
musiało odbyć się w miarę szybko i sprawnie, a im większe nacięcie - tym
większy kłopot. Skupił energię na zakrwawionej dłoni i rana zasklepiła się, a
po chwili nie było po niej śladu. Obmył rękę w wodzie i pokazał im, tłumiąc
chęć powiedzenia czegoś w stylu „ta-daam” i wybuchnięcia śmiechem na widok ich
zaszokowanych min.
- O Boże - mruknęła Julie. - Cudotwórca.
- To... Niewiarygodne - wyszeptała po
chwili Josefina. - To działa nie tylko na takich powierzchownych ranach?
- Wciąż jeszcze jestem na etapie testowania,
ale wiem na pewno, że im głębsza rana, tym więcej wysiłku mnie to kosztuje -
odparł, po czym szybko zerknął na Federico, a na jego ustach zaigrał uśmiech. –
Tak samo gdy robię to u kogoś innego.
Federico potrzebował krótkiej chwili, aby
zrozumieć.
- Testowałeś na mnie? – zapytał z
niedowierzaniem, patrząc na przyjaciela zmrużonymi oczami. Zaraz jednak złość
przegrała z ciekawością. - Kiedy?
- Niedaleko brazylijskiej plaży. – Luis
uśmiechnął się wymownie. – Z jakiegoś powodu niezbyt ostrożnie stawiałeś kroki.
Tę aluzję zrozumiał od razu i postanowił
nie drążyć tematu. Nie w towarzystwie.
- Dzięki temu możesz być nieśmiertelny! –
zawołała nagle Julie.
- Nieśmiertelny? - powtórzył Luis i
uśmiechnął się z zamyśleniem. - Byłoby nieźle, ale to chyba tak nie działa.
- Czemu nie? Jakąkolwiek ranę jesteś w
stanie uleczyć.
- To chyba nie do końca tak nie działa,
Julie – wtrąciła Sefi, po czym zwróciła się z uśmiechem do Luisa: - Ale masz
rację. Lepiej żeby nie była ci potrzebna.
- A może mogłabym spró... - zaczęła Julie,
lecz z jakiegoś powodu, prawdopodobnie związanego ze spoglądającą na nią
karcąco siostrą kontrolującą powietrze, nie skończyła. Nie musiała jednak
kończyć.
- Spróbować? – dopowiedział za nią Luis. -
Może...
- Innym razem – wszedł mu w słowo Federico.
– Na przykład nigdy – dorzucił, patrząc wymownie na przyjaciela.
Nie miał zamiaru pozwalać na to, by robił z
Bogu ducha winnej dziewczyny króliczka doświadczalnego. Z resztą bawienie się
tego typu mocami zawsze źle się kończy, to jak niepisana reguła
wszystkich historii z nadprzyrodzonymi mocami.
- Daj spokój, przecież nie zrobię jej
krzywdy - mruknął cicho Luis.
- Nic pożytecznego z tego też nie wyniknie
- syknął jego przyjaciel, a Luis poddał się. Uniósł oczy do nieba i lekko
uśmiechnął się za plecami Federico do Julie.
- Musimy już iść – powiedziała nagle
Josefina.
- Nigdzie nam się nie spieszy -
zaprotestowała Julie.
- Nie każ mi używać siły. Zresztą musimy o
czymś porozmawiać - powiedziała bezsilnie blondynka. - O wczoraj.
Cokolwiek wydarzyło się wczoraj musiało być
dość istotne, bo i Julie uznała w końcu, że rzeczywiście muszą już iść o tym
porozmawiać.
- No dobrze. W takim razie żegnamy was i
mamy nadzieję na jeszcze wiele przyjemnych rozmów w waszym towarzystwie -
rzekła radośnie, uśmiechając się do nich szeroko.
Luis ukłonił się wytwornie.
- Cała przyjemność po naszej stronie,
señoritas.
Luis patrzył za odchodzącymi bliźniaczkami,
dopiero po chwili zauważył, że Federico był już w połowie drogi do miejsca,
gdzie wciąż leżała jego rozłożona książka. Dogonił go i zrównał krok.
- Miłe dziewczyny – rzucił jak gdyby nigdy
nic, a Federico tylko skinął głową. Nie miał zbyt zachwyconej miny.
- Szkoda, że zostały tu ściągnięte.
Luis nie odpowiedział, doskonale wyczuwając
po pochmurnym tonie głosu przyjaciela, że nie tego się teraz od niego
potrzebuje. Bez słowa czekał na dalszy ciąg, który nastąpił dość szybko.
Federico zatrzymał się i spojrzał poważnie na przyjaciela.
- Nie powinno ich tu być – powiedział z
naciskiem. – Takie dziewczyny powinny uganiać się za chłopakami z sąsiedztwa,
nie za… - zawahał się na moment, po czym dokończył z pewną drwiną: - mrocznymi
kryształami grzechu.
- Oren chyba wie co robi – wtrącił Luis
ostrożnie, zerkając na chwilę w stronę, w którą odeszły dziewczyny. Nie wiedział
czy wierzy w to co mówi.
Federico zdecydowanie nie wierzył; prychnął
i podniósł z wilgotnej trawy książkę.
- Jesteś pewien? – zapytał, a Luis nie
odpowiedział. Przyjaciel odwrócił się w jego stronę. – Nie widzieliśmy go od
kilku dni. Wyrecytował nam swoją bajeczkę i zostawił samych sobie. Dlaczego nie
powie czego dokładnie szukamy? Ani gdzie tego szukać? Ani kto szuka nas? Bo
ktoś szuka na pewno.
Luis zatrzymał jego monolog, chwytając go
za ramię.
- Poradzimy sobie, z Orenem czy bez niego –
powiedział z przekonaniem. Obaj milczeli przez moment, po czym zmienił temat: –
Mówiłeś, że znalazłeś mapy?
Federico kiwnął głową, minę miał nie do
końca przekonaną, ale zdecydowanie mniej pochmurną.
- Najwyższa pora pozwiedzać.
Hahah. Półnaga Nimfa zawsze przebije tygrysa i grzesznika XD
OdpowiedzUsuńHmm, jeśli Federico myśli, że Julie i Sefi są za młode na ratowanie świata, to jestem ciekawa, co by powiedział na Matheo i Catherine, którzy są przecież młodsi od bliźniaczek :D
No cóż, dialog z bliźniaczkami bardzo sympatyczny. Całość czytało mi się na prawdę lekko i przyjemnie. Eh, niestety chłopacy mają rację. Takie dziewczyny nie powinny trafiać w takie miejsce ani ratować świata. Eh..
Strasznie lubię Luisa za to, że jest taki.. narwany, jak to ty ujęłaś. Co on by zrobił bez tego Federico? Mam wrażenie, że on go zawsze sprowadzi na ziemię. :)
Notka super, mam nadzieję, że szybko będzie kolejna. Życzę ci dużo, dużo weny na kolejną, równie dobrą notkę :)
Smile. :)
Tak sobie to czytam i rozważam przeprowadzkę do Peru, chociaż z drugiej strony chłopaków wywiało do średniowiecza, więc pewnie nie miałabym tam czego szukać... Poza tym musiałabym jeszcze trochę odmłodnieć i wyładnieć, żeby dogonić Sefi/Julie ;) Zdecydowanie zgadzam się z nimi, że bliźniaczki nie powinny tam trafić, a tak naprawdę żaden z naszych bohaterów nie powinien, wszystkim należy się prawo przeżycia swojego życia bez poświęceń dla ratowania świata, ale nie ma tak dobrze! Zresztą o czym my, biedne robaczki, byśmy pisały, gdyby dano im takie prawo ;) Bardzo mi się podobało, żadna nowość, czytanie Twoich notek to sama przyjemność i czysta rozrywka, zawsze dobrze się bawię z Twoimi ognistymi bohaterami. Teraz ciekawi mnie, co znajdą w tych księgach. Chociaż tak naprawdę to zdecydowanie bardziej ciekawią mnie oni sami, kogo obchodzą książki przy tak rozrywkowych charakterach!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie lubię Twoją lekkość dialogów. Są takie naturalne i prawdziwe! Zresztą postać Luis i Federico są obie tak wspaniałe, mimo że tak różne to wcale nie jest dziwne, że są tak dobrymi przyjaciółmi. Szkoda, że tak rzadko piszesz, bo Twoje notki są idealne. Piszesz w tak zajebisty sposób, że ciężko by było ci dorównać.
OdpowiedzUsuńMogłabym się zakochać w Luis :D
Tośka
Hah, pomyślałam to samo co Kasia :D! Jak dla nich bliźniaczki są za młode, to co dopiero Matheo z Catherine. No i w sumie to każdy z nich powinien żyć beztrosko swoim życiem bez względu na ich wiek także Twoi chłopcy, którzy są świetni i bardzo kochani. Luis z Federiciem nadal mnie rozbrajają, choć już kilka razy czytałam ten dialog :). A najbardziej mnie chyba powalił Luis swoim postanowieniem ochrony Sefi oraz poczuciem ów szczególnej więzi :). Sefi chyba zostanie najbardziej ochranianą postacią w serii :D. Nimfa mnie również rozwaliła :).
OdpowiedzUsuńNiech się nie martwią. Wkrótce będą n a p r a w d ę potrzebni :].
Pisz częściej, bo oni są świetni! Ade
Wspaniałe! Zawsze czytam Twoje notki z największą przyjemnością i na każdą czekam jak na coś, co na pewno wprawi mnie w dobry nastrój. Niby niewiele sie wydarzyło, ale masz niezwykłą zdolność, do wplatania wydarzeń w pojedyncze zdania. Tak że się wie, co się stanie, co będzie się działo, a także jakie są plany postaci. Tak jak z tymi mapami ^^ Powiem szczerze, że Ci tego zazdroszczę! Nawet nie wiesz jak bardzo. Twoje historie są lekkie i przyjemne, a jednocześnie niezwykle ciekawe. Nie mogę się już doczekać kolejnej cześci! I proszę, nie każ nam na nią długo czekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oho, uśmiałam się przednie. Ich przyjaźń jest wspaniała. Prawdziwa i zapewne przetrwa wszystko. Już pierwsze kilka zdań musiałam zakończyć, aby móc się spokojnie wyśmiać. No tak, brak wody i kranu to coś, czego może najbardziej brakować. Ale przecież Luis może jej trochę 'wyczarować', nie? To na co on czeka? Niech bierze jakieś wiadro, nalewa wody ze swoich magicznych rączek i zrobi wszystkim prawdziwy Lany Poniedziałek. Albo wtorek... W zależności jaki mamy dzień tygodnia :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam też, że nagle wszyscy zaczęli czytać książki. Ale co tu robić w średniowiecznej krainie? TV jakoś nie włączą, chyba... A gdyby tak połączyli swoje moce? Może wtedy mogliby stworzyć coś rzeczywistego? Takie moje gdybania... Nie zwracaj na to uwagi. Są częste i bardzo niepotrzebne.
Kończę, ale wiedz, że było fajnie. I żałuję, że nie wzięłam się za to już wcześniej :)
Pozdrawiam i życzę weny,
F.