sobota, 22 grudnia 2012

Prolog


Delikatna bryza owiewała mu twarz, niosąc ze sobą świeży zapach morskiej wody. Nagie stopy, co jakiś czas obmywane przez chłodne fale, zapadały się w wilgotnym piasku. Stał na brzegu, patrząc jak promienie słońca igrały na pomarszczonej tafli oceanu, zachwycając i kusząc jednocześnie. Czasem, w takie dni jak ten: upalne i suche, miał ochotę rzucić się do wody i dać ponieść gdzieś daleko.  
Ale nie dziś. Dziś był dzień, kiedy wszystko wróciło na swoje miejsce. Prawie wszystko. Ale Luis już dawno porzucił nadzieję, że kiedykolwiek wrócą do tego, co było dawno temu. Zdawało się, że w jakimś innym, szczęśliwszym życiu. To już jednak nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, że odzyskali wolność. Nie umiał ubrać w słowa swojego szczęścia i ulgi, jakby ogromny ciężar spadł z jego serca.
Nie będzie już strachu, nie będzie niepewności co przyniesie nowy dzień. Nie będą musieli nasłuchiwać z niepokojem kroków na schodach ganku. Nie będą zamierać na dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Nie będzie już bełkotanych z trudem przekleństw i zwierzęcej agresji. Nie będzie bólu, ani łez, ani ukrywania się.
Znowu będą mogli żyć.
Przez kilka chwil z uśmiechem obserwował dwie małe dziewczynki siedzące w pobliżu i babrające się w wilgotnym piasku. Były jak dwie krople wody, na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia. A jednak Luisowi nigdy nie zdarzyło się ich pomylić, nawet gdy były ubrane identycznie i próbowały go nabrać, potrafił bezbłędnie określić która z nich to Carla, a która Felicia.
Odwrócił głowę, a jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej gdy popatrzył na siedzącą w cieniu parasola matkę. Wyraz niepokoju i poczucia winy, który towarzyszył jej tak długo, zniknął z jej twarzy. Zastąpił go uśmiech. Niewymuszony, pogodny, spokojny. Pomachała mu gdy zobaczyła, że na nią patrzy. Z radością odwzajemnił ten gest.
- Naño – Dziewczęcy głosik wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał z uśmiechem na jedną z młodszych sióstr, która patrzyła na niego poważnie spod ronda kapelusika. – Carla powiedziała, że w naszym zamku nie mogą zamieszkać elfy!
- Będzie im gorąco! – zawołała druga i zadarła głowę, by popatrzeć na brata. Jej ciemne oczy błyszczały z ożywieniem. – Będzie im za gorąca, prawda Luis?
Padł na kolana i podpełzł do nich na czworaka. Fachowym okiem przyjrzał się zamkowi z piasku, egzaminując go dokładnie z każdej strony. Dziewczynki z napięciem czekały na jego opinię.
- Carla ma rację – orzekł w końcu, przysiadając na rozgrzanym piasku.
Carla błysnęła białymi ząbkami w uśmiechu, a Felicia posmutniała, w jej oczach zajaśniały łzy. Luis podniósł się i porwał ją na ręce, czym wyraźnie poprawił jej humor. Zachichotała gdy obrócił się w miejscu i przytknęła ciepły policzek do jego ramienia.
- Jeszcze nie wszystko stracone – powiedział nagle, a obie spojrzały na niego z zainteresowaniem. –  Musimy po prostu zaprosić elfy, które lubią gorąco.
- Jak? – zapytała Carla.
Zawahał się, nie będąc pewnym co odpowiedzieć, a chwilę jego milczenia wykorzystała Felicia.
- Musimy poszukać muszelek! – zawołała wesoło, unosząc w górę rączkę. Luis uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową, doskonale wiedząc, że zbieranie muszelek było jednym z jej ulubionych zajęć. Postawił ją na ziemię i z uśmiechem patrzył jak obie rozbiegły się po plaży.
Powolnym krokiem podążył za nimi, mocząc stopy w wodzie. Zbliżyli się do miejsca w którym z dna oceanu wystawały przybrzeżne skały. Lubił to miejsce, lubił je szczególnie, gdy ocean był wzburzony. Było wtedy pełne tajemniczej grozy, szaleństwa żywiołu i naturalnego piękna.
Tego dnia jednak woda była spokojna, lekko uderzała o skały, szumiąc przy tym łagodnie. Co jakiś czas rozlegał się okrzyk luk pisk zachwytu którejś z bliźniaczek, gdy udało im się znaleźć co ciekawsze okazy.
Nagle dostrzegł, że coś błysnęło w piasku, wyrzucone na brzeg przez morskie fale. Będąc pewnym, że musi to być kawałek szkła, podszedł by je wyciągnąć. Dopiero gdy miał je na wyciągnięcie ręki zdał sobie sprawę, że to nie szkło, tylko ciemnoniebieski kryształ. I choć w pełnym słońcu nie mógł tego wyraźnie zauważyć, promieniował dziwnym blaskiem. Nie wiedzieć czemu, jego serce przyspieszyło, nagle poczuł się jak mały chłopiec odkrywający skarb. Wyciągnął dłoń by podnieść kamień, poczuł jego nienaturalny chłód, a następną rzeczą którą pamiętał była pochylająca się nad nim twarz jego matki.
- Wystraszyłeś mnie – powiedziała cicho, pomagając mu usiąść na piasku. Popatrzyła na niego karcąco. – Mówiłam ci, że powinieneś założyć coś na głowę.
- Zemdlałem? – zapytał ze zdziwieniem. Kobieta pokiwała głową i podała mu butelkę z wodą, którą chętnie przyjął i natychmiast opróżnił do połowy.
Czuł się dziwnie. Nigdy mu się to wcześniej nie zdarzyło. Teraz też wcale nie było mu słabo, wręcz przeciwnie, wypełniała go przedziwna, lecz cudowna i świeża energia. Miał ochotę... Właściwie to nie do końca wiedział na co miał ochotę, po prostu bardzo czegoś chciał. Poczuł pulsujący ból w lewym nadgarstku, zerknął na niego i naprawdę mało zabrakło, by zemdlał po raz drugi. Kryształ, który widział chwilę wcześniej na piasku, tkwił w jego ciele, jakby wtopiony w jego skórę. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, kiedy drugą ręką badał to dziwne zjawisko. Próbował go wydłubać, lecz na próżno.
Kamień stał się częścią jego samego. Przygoda się rozpoczęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz